Kilka zdjęć z końcowym efektem wypieku pierniczków. Zabawa była przednia. Uwielbiam taką dłubaninę.
Poprzednia partia co prawda wyszła jeszcze przed świętami do kawy i pochrupania ot tak. Przed samymi świętami więc upiekłam nową porcję, i to nawet podwójną.
Poprzednia partia co prawda wyszła jeszcze przed świętami do kawy i pochrupania ot tak. Przed samymi świętami więc upiekłam nową porcję, i to nawet podwójną.
Dla kontrastu kolorystycznego do części ciasta dodałam łyżkę kakao. Pierniczki znikają z choinki codziennie. Szymek co jakiś czas przybiega i "mamo poproszę ciasteczko!".
Do ozdoby wykorzystałam biały i różowy lukier domowej roboty, zielony kupczy, zakupiony w celu wypróbowania - całkiem niezły. Dodatkowo konfetti cukrowe i posypkę cukrową.
Mąż Trzaska, gdy zastał mnie siedzącą i wlepiającą pojedyncze groszki z posypki cukrowej tworząc z nich łańcuszek na choineczkach spytał, czy jak on wychodzi do pracy, to ktoś przychodzi i mnie zmusza do tej dłubaniny.
Przepis na biały i różowy lukier:
Składniki:
1 białko
1 szklanka cukru pudru
szczypta soli
kilka kropel soku z buraka
Wykonanie:
Białko ze szczyptą soli trzeba ubić na sztywną pianę, a następnie wciąż ubijając dodawać stopniowo cukier puder. Ważna jest jakość cukru pudru, musi być naprawdę drobno zmielony.
Różowy lukier robimy w prosty sposób: do białego lukru dodajemy kilka kropel soku z buraka, w zależności od tego jaki róż chcemy uzyskać. Wychodzi śliczny różowy.
Można rzecz jasna dodać barwniki spożywcze, ale ja akurat nie miałam w domu, a dostawa z Anglii niestety utknęła z powodu śniegu i angielskich lotniskowych perypetii. Ale co się odwlecze...
Aha... Poprzednim razem zrobiłam bardzo cieniutkie ciastka, poniżej pól centymetra. Tym razem rozwałkowałam je nieco grubiej, tak na minimum 5 mm. Wyszły co prawda twardsze, ale łatwiejsze w dekorowaniu.
Można rzecz jasna dodać barwniki spożywcze, ale ja akurat nie miałam w domu, a dostawa z Anglii niestety utknęła z powodu śniegu i angielskich lotniskowych perypetii. Ale co się odwlecze...
Aha... Poprzednim razem zrobiłam bardzo cieniutkie ciastka, poniżej pól centymetra. Tym razem rozwałkowałam je nieco grubiej, tak na minimum 5 mm. Wyszły co prawda twardsze, ale łatwiejsze w dekorowaniu.
Tym razem również użyłam całych landrynek do witrażyków. Wyszło fajniej, ciastka nie były zalane masą karmelkową.
A tu niektóre z dzieł dziecia mego Szymonkiem zwanego:
Rybusia:
Misio:
Też ostatnio piekłam pierniczki, ale nie wyszły mi tak cudne, jak Twoje... :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam!
No to biorę się za dekorowanie i dłubaninę. Dzięki za inspirację! Pozdrawiam, Ola
OdpowiedzUsuń