sobota, 9 lipca 2011

Kalejdoskop marzeń i ravioli

Jamie Oliver potrzebując świeżych ziół do kolejnej prezentowanej potrawy po prostu się odwraca i zrywa kilka liści bazylii, gałązkę tymianku, otwiera okno, a tam jakby nigdy nic rośnie sobie laur. Jako maniak chili hoduje je w doniczkach i nie musi jak ja ostatnio jeździć po całym mieście, żeby zrobić spaghetti. W serii "Jamie w domu" zakochałam się w jego ogrodzie warzywnym. Świetny pod tym względem jest klimat angielski z łagodnymi zimami, gdzie w listopadzie zbierał sobie świeżutką rukolę. Naoglądam się takich programów, a  później zamiast spać to przed oczami kalejdoskop marzeń. I nie zazdroszczę wcale Jamiemu, że jest najbogatszym kucharzem Anglii, że pozostawił za sobą Gordona Ramsay'a. Tylko właśnie wtedy snują mi się w głowie marzenia o moim wymarzonym domku - Aleksandrii. I wiecie co? Może to głupie, ale gdybym wygrała w lotto, to nie wybudowałabym wielkiej willi z basenami, kortami czy innymi gadżetami.Być może Aleksandria urosłaby o dosłownie kilkanaście metrów, ale pozostałaby dalej małym, białym domkiem, na jakiejś cichej wsi. Na razie nie ma o czym mówić, bo szanse na wygraną mam mniej więcej takie,  jak ten Icek co Pana Boga o wygraną prosił, a Bóg mu na to "Icek ty daj mi szansę, ty kup los!". Czasem daję Panu Bogu szansę, póki co nie skorzystał z nich...
No, ale nie o to teraz chodzi. Chodzi przecież o marzenia, a te mogę mieć bez złamanego grosza. No i mam ten domek wymarzony, pokoje już umeblowane w myślach, w kuchni spiżarnia, na zewnątrz taras, kawałek trawniczka, jakieś duże drzewo liściaste nieowocowe (tak wiem, że niepraktyczne, że liście, że praca, ale kocham drzewa liściaste, nic nie poradzę), jakieś kwiatki, skalniak, iglaki... I ogródek warzywny. I tak jak Jamie... wychodzę i rukola, sałata jedna druga, tam dynia, tu cukinia, tu groszek cukrowy, tam fasolka... I zioła, całe zatrzęsienie ziół! Kolendra moja, pietruszka, szczypiorek, czosnek, bazylia, oregano, cząber....i mnóstwo innych. 
A do tego jeszcze grill taki wielki, kamienny, taki piec, z wędzarnią najlepiej. I wielki stół. Na zewnątrz i w domu. Bo bardzo bym chciała, żeby mój dom żył. Żeby był jak tak jak bukowy dom z "Sielanki o domu" Bukowiny. Żeby jednocześnie był moim schronieniem, ale też miejscem które znajomi lubią odwiedzać, w którym czują się dobrze. Marzenia... Póki co nie mam nawet balkonu, zioła hoduję w kilku doniczkach na parapecie (laur też, a co! Nie tylko Jamie może!), a warzywa wysiałam sobie u teściowej na działce. Też jest dobrze i nie narzekam. Chyba już to mówiłam, ale powtórzę - lubię moje życie. Ale na pewno pomarzę sobie dziś przed snem o tym domku moim... 

A teraz druga część tytułu, czyli ravioli. Pociągnęłam temat bobu, bo jeszcze trochę go leżało w lodówce. I trochę kombinując z tego co było pod ręką. Bób, zioła, mąka, jajko, kawałek twarogu, trochę żółtego sera... Wymyśliłam ravioli z bobu. Wyszło, jak dla mnie świetne, jak dla Męża Trzaski "za bardzo czuć miętę", ale on po prostu za miętą w daniach wytrawnych nie przepada.  


Składniki:
Ciasto:
1,5-2 szklanki mąki
1 jajko
2 łyżki oleju
szczypta soli
letnia woda 

Farsz:
250g ugotowanego, wyłuskanego bobu
100g twarogu
50g sera żółtego
sok z 1/2 cytryny
2 łyżki oliwy EVO
po troszku świeżych ziół - ja dałam bazylię, cząber, miętę, oregano, kolendrę i natkę
kilka ziaren kolorowego pieprzu
sól do smaku


Wykonanie:
Z mąki, wody, oleju, jajka i soli zagniotłam sprężyste ciasto i rozwałkowałam je na cieniutki placek. Kto ma magiczną maszynkę do makaronu tym lepiej dla niego. Bób zagotowałam do miękkości, wydłubałam z łupinek i potraktowałam blenderem razem z resztą w/w składników. Zioła dodawałam na oko, do smaku.Ciastowy placek podzieliłam na dwa równe kawałki. Na jednym łyżeczką poukładałam nadzienie w odległości około 4 cm - na każdy pierożek łyżeczka nadzienia. Drugą płachtą ciasta powoli i luźno przykryłam pierwszą warstwę, pozwalając by ciasto poopadało naokoło nadzienia i dotykało pierwszej warstwy. Nożem do pizzy pokroiłam ciasto pomiędzy nadzionkiem na kwadraciki. Każdy z nich skleiłam dociskając widelcem. Takie pierożki wrzucałam na osolony wrzątek na 4 minuty, wyciągałam i od razu podałam. PYCHA!

6 komentarzy:

  1. widzę, że szaleństwo bobowe u Ciebie :) dobrze, będę miała dużo przepisów na przyszły rok :)

    OdpowiedzUsuń
  2. są przepiękne
    a w mojej wyobraźni bardzo smaczne
    świetny śliczny pomysł!

    OdpowiedzUsuń
  3. też ogród jamiego robi na mnie niesmaowite wrazenie.. mam nadzieje ze kiedys taki bede miec ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Emma, mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec ;)
    Wiedźmo - były naprawdę dobre, na pewno powtórzę przepis :)
    Szana, doczekamy się swoich ogrodów :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Marzenia popieram, też sobie tak marzę. O domku, ogródku i też zioła mam w doniczkach, a dynie u teściowej (p.s. napisz do mnie na maila w sprawie kwiatów ). A ravioli wspaniałe.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jasne Karolina, że napiszę! Zaraz się zbieram niech no tylko dzieci pokarmię ;)

    OdpowiedzUsuń