środa, 29 grudnia 2010

Lukrowane pierniczki

Kilka zdjęć z końcowym efektem wypieku pierniczków.  Zabawa była przednia. Uwielbiam taką dłubaninę.


Poprzednia partia co prawda wyszła jeszcze przed świętami do kawy i pochrupania ot tak. Przed samymi świętami więc upiekłam nową porcję, i to nawet podwójną. 


Dla kontrastu kolorystycznego do części ciasta dodałam łyżkę kakao. Pierniczki znikają z choinki codziennie. Szymek co jakiś czas przybiega i "mamo poproszę ciasteczko!". 


Do ozdoby wykorzystałam biały i różowy lukier domowej roboty, zielony kupczy, zakupiony w celu wypróbowania - całkiem niezły. Dodatkowo konfetti cukrowe i posypkę cukrową. 


Mąż Trzaska, gdy zastał mnie siedzącą i wlepiającą pojedyncze groszki z posypki cukrowej tworząc z nich łańcuszek na choineczkach spytał, czy jak on wychodzi do pracy, to ktoś przychodzi i mnie zmusza do tej dłubaniny. 


Przepis na biały i różowy lukier:

Składniki:
1 białko
1 szklanka cukru pudru
szczypta soli
kilka kropel soku z buraka
 

Wykonanie:
Białko ze szczyptą soli trzeba ubić na sztywną pianę, a następnie wciąż ubijając dodawać stopniowo cukier puder. Ważna jest jakość cukru pudru, musi być naprawdę drobno zmielony. 


Różowy lukier robimy w prosty sposób: do białego lukru dodajemy kilka kropel soku z buraka, w zależności od tego jaki róż chcemy uzyskać. Wychodzi śliczny różowy.


Można rzecz jasna dodać barwniki spożywcze, ale ja akurat nie miałam w domu, a dostawa z Anglii niestety utknęła z powodu śniegu i angielskich lotniskowych perypetii. Ale co się odwlecze...


Aha... Poprzednim razem zrobiłam bardzo cieniutkie ciastka, poniżej pól centymetra. Tym razem rozwałkowałam je nieco grubiej, tak na minimum 5 mm. Wyszły co prawda twardsze, ale łatwiejsze w dekorowaniu.


Tym razem również użyłam całych landrynek do witrażyków. Wyszło fajniej, ciastka nie były zalane masą karmelkową.

A tu niektóre z dzieł dziecia mego Szymonkiem zwanego:

Rybusia:


Misio:


Świetna zabawa. Polecamy nie tylko na święta, nie tylko na choinkę i nie tylko na pierniczki!

piątek, 24 grudnia 2010

Najlepszości

Wypełnionych radością, nadzieją, miłością i wiarą, 
zapachem tradycji, przepysznych potraw i igliwia choinki 
Świąt Narodzenia Pańskiego. 
Niech nowo narodzony Zbawiciel 
błogosławi Wam każdego dnia.

Życzą Trzaski!


czwartek, 23 grudnia 2010

Na winie

Mój autorski przepis, dziś wymyślony na poczekaniu ze składników, które znalazłam w domu. Wieprzowinka w winie. Po raz kolejny żałowałam, że wylizywanie talerzy nie należy do wymogów dobrego wychowania. Składniki nieco na oko, ale postaram się podać przynajmniej proporcje. Po kolei:

Składniki:
1 kg wieprzowiny (łopatka, karczek) - niżej składniki marynaty do mięsa
2 średnie cebule 
2 liście laurowe
3 ziarna ziela angielskiego
2 szklanki czerwonego wytrawnego wina
olej/oliwa do smażenia

Marynata do mięsa:
1/2 szklanki octu balsamicznego
1/4 szklanki oliwy z oliwek
2-3 łyżki sosu sojowego
5 ząbków czosnku
kolorowy pieprz świeżo zmielony do smaku
łyżeczka cukru
łyżka majeranku
 
Mięso pokroić na kawałki jak do gulaszu. Przygotować marynatę dokładnie mieszając rózgą wszystkie składniki.W takiej mieszance niech mięsko poleży sobie 2 godziny w chłodnym miejscu. Następnie obsmażyć mięso z obu stron. Przełożyć do rondla, na tej samej patelni zeszklić cebulkę pokrojoną w grubą kostkę. Cebula do rondla z mięsem, a na patelnię szklanka wina w celu zebrania z niej smaku mięsa i cebulki. Po chwili wino też do mięsa. Drugą szklankę dolewać w trakcie duszenia. Rondelek przykryć i dusić na małym gazie do czasu zmięknięcia mięsa. Podawać raczej z ziemniakami. Ja zrobiłam w mundurkach najpierw obgotowane, a później upieczone. Rozerwane chwilę przed podaniem polałam sosem winnym, który wsiąkł w kartofelki nadając im genialnego smaczku. Jestem z siebie dumna. Wieprzowinę w winie robiłam nie raz, ale dziś pierwszy raz w takiej marynacie. Bardzo mój smak.

wtorek, 21 grudnia 2010

Latkes

Latkes to kolejny chanukowy przepis. Właściwie to takie nasze polskie placki ziemniaczane. Z tym, że ja placki ziemniaczane trę na najdrobniejszej tarce albo po prostu wrzucam ziemniaki i cebulę do malaksera i memłam na gładką masę, dodaję jajko, mąkę pszenną, doprawiam i smażę. Latkes robię nieco inaczej.


Składniki:
10 średnich ziemniaków
2 cebule
2 średnie marchewki 
4 ząbki czosnku
3 jajka
2 łyżki otrębów żytnich
2-3 łyżki mąki razowej żytniej. Można też użyć pszennej.
2 łyżki płatów owsianych
sól, pieprz 
olej do smażenia


Wykonanie:
Najpierw na drobnej tarce ścieram marchewkę. Dzięki niej ziemniaki nie będą tak szybko ciemnieć. Do marchewki ścieram ziemniaki. Ale na grubej tarce, dzięki temu placuszki będą chrupiące. Później cebula. Ją ścieram na takiej dziobatej tarce, wiadomo o co chodzi. Wszystko dokładnie mieszam, a następnie dokładnie wyciskam z tego cały płyn. Dodaję przeciśnięty przez praskę czosnek. Wbijam jajka i mieszam. Dodaję mąkę, płatki i otręby. Tu trzeba trochę na oko, bo to zależy od odmiany ziemniaków czy wielkości jajek. Raczej nie za dużo mąki, żeby nie wyszły za ciężkie. Można spróbować usmażyć jednego i sprawdzić czy się nie rozpada. Doprawione solą i pieprzem smażę na oleju zmieszanym z oliwą. Usmażone odsączam z nadmiaru tłuszczu na ręcznikach papierowych i podaję z kefirem, jogurtem, jogurtowym sosem czosnkowym, z wyczytanych a nie wypróbowanych dodatków jest jeszcze sos jabłkowy. Moja mama lubi takie placki z cukrem. Mój dzieć stanowczo woli latkes od w/w moich zwykłych placków ziemniaczanych, chyba ze względu na ich chrupkość i mniejszą mączność. Tak czy inaczej Bete’Avon!

piątek, 17 grudnia 2010

Śniadanie na obiad

- Szymek co chcesz na obiad?
- Naleśniki!

I tak kilka dni pod rząd. A mi się tak potwornie nie chciało stać i smażyć dziesiątek cienkich placuszków, bo jak już robię naleśniki to w ilości raczej hurtowej. 

 
Tak więc zaspakajając żądania obiadowe dziecia i jednocześnie nie utykając na godzinę przy kuchence postanowiłam usmażyć mu pulchne, grubiutkie naleśniki amerykańskie, takie jak w filmach jedzą całymi stertami na śniadanie. Co prawda syropu klonowego nie miałam, ale i tak były świetne.Tak więc: pancakes! Przepis stąd.


Składniki:
1 i 1/4 szklanki mąki
1 jajko
1 i 1/4 szklanki maślanki
1/4 szklanki cukru pudru
1 czubata łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka sody
1/4 szklanki oliwy
szczypta soli

 
Wykonanie:
Dokładnie zmiksowałam wszystkie składniki na gładką masę. Powinna mieć konsystencję gęstej śmietany. Na rozgrzaną patelnię wlewam porcję ciasta i smażę z obu stron na małym ogniu. Zaraz po wlaniu przykrywałam na chwilę patelnię, bo szybciej się ścina ciasto i łatwiej przewrócić na drugą stronę. 


Pyszne z cukrem pudrem, dżemem, śmietanką, owocami lub filmowym syropem klonowym.



A Szymek jak widać zadowolony z efektów. I to najważniejsze!!!

czwartek, 16 grudnia 2010

Bursztyn z Pomorza

Ja co prawda bezalkoholowa jestem od dosyć długiego czasu i jeszcze jakiś czas takowa pozostanę. Ale nie przeszkadza to w podzieleniu się przepisem na przepyszną nalewkę śliwkową. Przepis dostałam od mamy Maćka. Trochę pokombinowałam po swojemu. Wyszło genialnie. W barku ostała się jeszcze jedna butelka, reszta wypita albo sprezentowana. Dostawała doskonałe recenzje. Mimo rzetelnej mocy jaką posiada pije się ją leciutko.  I ma piękny kolor ciemnego bursztynu. 

Składniki:
1 kg wydrylowanych śliwek
1 l spirytusu
0,5 l wódki czystej
1 kg cukru (można dać mniej a później dosłodzić do smaku)
garść pestek
+ wódka lub spirytus na ponowne zalanie

Wykonanie:
Do słoja (ja robiłam w 4 litrowym słoju) wkładam warstwę wypestkowanych śliwek i zasypuję cukrem. I tak na przemian cały słój. Na koniec wrzucam garść pestek i wszytko zalewam spirytusem i wódką. Odstawiam szczelnie zamknięte na 4-6 tygodni w ciepłym miejscu. Co kilka dni wstrząsać słojem. Po tym czasie zlewam płyn, a owoce ponownie zalewam wódką (można też spirytusem) tak aby przykryć owoce. Odstawić na kolejne 2 tygodnie, następnie zlać, zmieszać z pierwszą częścią. Można dosłodzić do smaku. Zlać w butelki i poczekać 2-3 miesiące, aż dojrzeje. Jak każdy dobry alkohol im starsza tym lepsza. Robiłam ją 2 lata temu, dziś przy robieniu zdjęć spróbowałam łyczek - świetna jest!

wtorek, 14 grudnia 2010

Święto świateł

Rogaliki, które zrobiłam wczoraj są typową potrawą na Chanukę, czyli żydowskie Święto świateł. Tym samym jest to pierwsza potrawa na blogu, którą otwieram dział "kuchnie narodów".

Za Wikipedią - Chanuka (hebr. חנוכה) – święto żydowskie trwające osiem dni, poczynając od 25 dnia miesiąca kislew. Upamiętnia ono powstanie Machabeuszy pod wodzą Judy Machabeusza. "Święto świateł" upamiętnia cudowne wydarzenie po poświęceniu świątyni: niewielka ilość czystej rytualnie oliwy po otwarciu świątyni jerozolimskiej paliła się przez osiem dni. Najważniejszym rytuałem święta jest zapalanie świateł: jednego pierwszego dnia święta, dwóch - drugiego itd. aż do ósmego, kiedy to zapalane jest osiem świateł (lamp oliwnych, albo współcześnie - świec). Używany jest do tego charakterystyczny świecznik zwany chanukiją z dziewięcioma ramionami, z których jedno – szamasz (sługa) – spełnia rolę pomocniczą, gdyż od niego w kolejności od lewej do prawej zapala się pozostałe świece. Świece te zapala głowa domu (mężczyzna lub kobieta), lecz przedtem wygłasza błogosławieństwa.

To tyle definicji. W tym roku Chanuka już minęła (zaczynała się 2 grudnia, o czym się dowiedziałam przed chwilą z wikipedii ;)), ale nie przeszkadzało mi to w upieczeniu typowo chanukowych serowych rogalików z orzechowo-cynamonowym nadzieniem, zwanych rugelach. I pewnie pociągnę temat potraw na to święto i na dniach zrobię latkes - pyszne chrupiące placuszki ziemniaczane. Przepis, który wykorzystałam to zlepek wielu innych receptur.

Składniki:

Ciasto:
1,5 - 2 szklanki mąki
150 g masła
150 g zmielonego sera (ja użyłam sera  mielonego z wiaderka)
1 łyżka cukru

Nadzienie:
topione masło
100 g grubo zmielonych orzechów włoskich
1 łyżeczka cynamonu
50 g cukru 

Można też użyć konfitury, samego cynamonu z cukrem, gorzkiego kakao z cukrem... można próbować wszystkiego co nam przyjdzie do głowy, a finalnie będzie smaczne.  


Z mąki, sera, posiekanego masła i cukru zagniatamy sprężyste ciasto, w razie potrzeby dosypujemy mąki, żeby się nie kleiło do rąk. Następnie wkładamy je do lodówki na min. godzinę, a najlepiej na całą noc. Po wyjęciu dzielimy ciasto na 2 części i rozwałkowujemy na dwa koła. Smarujemy je roztopionym masłem i posypujemy nadzieniem, czyli zmieszanymi dokładnie orzechami z cukrem i cynamonem. Lekko przyciskamy nadzienie do ciasta i kroimy koła na 16 trójkątów (po przekątnej jak pizzę, najlepiej zresztą w tym celu wykorzystać radełko do pizzy). Z każdego trójkąta zwijamy rogalik. Układamy na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Można je ułożyć dosyć blisko siebie. Smarujemy roztrzepanym jajkiem i posypujemy cukrem kryształem. Pieczemy 15-20 minut w 180 st. C, aż rogaliki ładnie się zrumienią.

poniedziałek, 13 grudnia 2010

Smaki jak u babci

Dziś piekarnik chodzi u mnie cały dzień. Właśnie piecze się karczek. W lodówce czeka ciasto na rugelach. A z samego rana upiekłam drożdżówki z serem. Pychota. Przepis podpatrzony u Liski. Ja zrobiłam z połowy ciasta. Z tym, że nadzienia serowego zrobiłam za dużo i nieco za bardzo wyciekło na bułeczki. Ale smaku to nie zmieniło, pyszne było niemożebnie. Było, bo zostały tylko 3 sztuki dla Taty Trzaski i czekają, aż wróci z pracy. Pozostałe 4 opędzlowaliśmy z Szymkiem, a jedną dostała sąsiadka (też chwaliła). Robiłam je pierwszy raz, ale na pewno nie ostatni.

Przepis pochodzi z książki: Drożdżowe wypieki, Małgorzaty Zielińskiej
/ok. 16 drożdżówek/

Ciasto:
500 g mąki pszennej (lub więcej jakby ciasto było zbyt luźne)
20 g świeżych drożdży (lub 1 łyżeczka suszonych instant)
40 g cukru
2 jajka
50 g masła lub 1/2 szklanki oleju
1 szklanka mleka
szczypta soli

Nadzienie:
400 g białego sera (użyłam takiego mielonego z wiaderka)
3 łyżki cukru pudru
1 żółtko
1 łyżka cukru waniliowego

Do posmarowania: roztrzepane jajko



Zrobić zaczyn: wymieszać drożdże z odrobiną cukru i mleka, odstawić do rośnięcia na kilka minut. Mleko lekko podgrzać, wymieszać z masłem lub olejem, cukrem i solą. Kiedy lekko przestygnie, połączyć z jajkami. Dodać mąkę wymieszaną z zaczynem. Wyrobić gładkie ciasto. Pozostawić przykryte w temperaturze pokojowej na 1-1,5 h., aż podwoi swoją objętość.
Przygotować nadzienie serowe: wszystkie składniki utrzeć.


Z ciasta formować okrągłe bułeczki, ułożyć na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pozostawić przykryte ściereczką do lekkiego wyrośnięcia na ok. 30 minut. W każdej bułeczce zrobić płaskie zagłębienie dnem filiżanki lub szklanki, a następnie napełnić je nadzieniem. Drożdżówki posmarować roztrzepanym jajkiem. Piekarnik nagrzać do 200 st C. Wstawić drożdżówki i piec 15-20 minut, do zrumienienia. Wystudzić na kratce.


Uwaga Autorki: Drożdżówki można zamrozić - wcześniej każdą z osobna należy owinąć w folię aluminiową. Ciastka przewidziane do zamrożenia dobrze jest piec trochę krócej. Po wyjęciu z zamrażarki włożyć do lodówki na 10 minut do rozgrzanego piekarnika.

sobota, 11 grudnia 2010

Cztery czekolady

Wczoraj zużyłam cztery czekolady gorzkie. Mój mąż spojrzał się na mnie ze zdziwieniem, gdy złożyłam zamówienie na taką ilość jak szedł do sklepu. Ale kupił, a ja bez skrupułów zużyłam caluśkie 400g tejże gorzkiej słodkości. Pierwsze trzy poszły na sernik, który zrobiłam sobie w prezencie urodzinowym. Za tortami nie przepadam, a upolowany ostatnio przepis na sernik czekoladowy chodził za mną i marudził, żebym go zrobiła. Na blogu, z którego przepis zaczerpnęłam był to sernik czekoladowy z orzechami laskowymi, którymi akurat nie dysponowałam, więc odpuściłam je sobie. Zapewne z orzechami smak jest nieco inny, ale sam czekoladowy też jest wyśmienity.


Składniki:

Spód:
160 g ciastek (ja dałam herbatniki) - w oryginale 120 g ciastek i 40 g mielonych orzechów laskowych
1 łyżka kakao
1 łyżka cukru pudru
90 g stopionego masła

Masa serowa:
500 g sera z wiaderka
200 g gorzkiej czekolady
200 g kwaśnej śmietany 18%
150 g cukru
1 łyżka kakao
1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
4 jajka

Polewa: 
100 g gorzkiej czekolady
4 łyżki śmietanki 30%


Ciasteczka rozdrabniamy na proszek. Dodajemy do nich kakao i cukier (w oryginale też orzechy). Mieszamy suche składniki i dodajemy stopione masło. Masą ciasteczkową wykładamy tortownicę o średnicy 22 cm i dociskamy. Tortownicę wstawiamy do lodówki na min. 30 minut.
Czekoladę topimy w kąpieli wodnej i odstawiamy do wystudzenia. Jajka ucieramy z cukrem na puszystą masę, stopniowo dodajemy ser i śmietanę. Kiedy masa jest jednolita dodajemy kakao i mąkę ziemniaczaną. Na koniec dodajemy czekoladę i dokładnie mieszamy.
Masę serową przelewamy na spód z ciastek, a tortownicę wstawiamy do nagrzanego do 175 stopni piekarnika, w którym znajduje się naczynie żaroodporne lub blaszka wypełniona wrzątkiem. Naczynie z wodą wstawiamy na sam spód piekarnika, a na kratce powyżej niego ustawiamy sernik. Dzięki pieczeniu w ten sposób, sernik będzie kremowy i delikatny. Należy jednak pamiętać, by w trakcie pieczenia nie otwierać piekarnika, bo para ucieknie. Sernik pieczemy ok 75 minut. Po wyjęciu odstawiamy go do całkowitego wystygnięcia (najlepiej na całą noc do lodówki).
Na zimnym serniku rozsmarowujemy polewę powstałą z połączenia czekolady i śmietanki (łączymy je w misce i topimy nad garnkiem z gotującą się wodą do chwili powstania jednolitej masy). Sernik odstawiamy w chłodne miejsce do chwili zastygnięcia polewy.


W ramach czekoladowej uczty zrobiłam przepyszną gorącą czekoladę, wykorzystując pozostałą tabliczkę. Przepis niegdyś spotkałam w programie Nigelli. Nieco zmodyfikowany, ze względu na nieużywanie alkoholu, jako że Zuzanka ciągle spożywa w mleku pośrednio to co ja. Nigella dodawała do tego rum. Ja sobie go odpuściłam.
 

Składniki:
500ml mleka
100g ciemnej czekolady
2 łyżeczki miodu, ja daję gryczany, ale jak kto lubi
1 łyżeczka brązowego cukru
dla chętnych 2 łyżki rumu (albo więcej - rzecz gustu)
z powodu chwilowego braku ekstraktu waniliowego i lasek cynamonu dodałam przyprawy do kawy i deserów kamisu, normalnie daję łyżeczkę ekstraktu waniliowego i na czas gotowania wrzucam laskę cynamonu.

 

Wszytko razem wrzucamy do rondelka i gotujemy na malutkim ogniu ciągle mieszając do czasu, aż czekolada się rozpuści. W wersji z alkoholem (ekstrakt i rum) dajemy go na samym końcu, jak już ściągniemy garnek z ognia. Pycha.

środa, 8 grudnia 2010

Chlebuś

Był taki czas, że piekłam chleb przynajmniej raz na tydzień. Na zakwasie albo drożdżowy. Później jakoś przestałam. Ostatnio trafiłam na pracownię wypieków i się zakochałam w tym co tam zobaczyłam. Na urodziny wczorajsze zażyczyłam sobie garnek rzymski, żeby móc piec chleb w garnku. Ale na początek zrobiłam chlebek pszenny bez garnka. Roboty fizycznej tyle co nic. Dużo czekania, aż wyrośnie... później znów aż wyrośnie... później aż się upiecze... później aż wystygnie... ale warto. Chlebek prosty, przepis banalny, myślę że każdemu wyjdzie. A efekt... ach... mniam... Szymek właśnie drugą kromkę wcina.

Składniki:
500 g mąki pszennej
350 g wody
1,5 łyżeczki soli (10 g)
10 g drożdży


Wykonanie:
Wszystkie składniki umieścić w misce i wymieszać łyżką przez 30 sekund. Miskę przykryć i odstawić na 12-18 godzin w ciepłe miejsce. Następnie przełożyć ciasto na oprószoną mąką stolnicę, złożyć je na pół. Przełożyć na ściereczkę mocno obsypaną mąką i zostawić do wyrastania. Ja przełożyłam chleb ze ściereczką do miski. Odstawić na ok. godzinę.


Rozgrzewamy piekarnik do 230 stopni C. Blachę wykładamy papierem do pieczenia, nagrzewamy piekarnik i wyrośnięty chleb przekładamy na gorącą blachę. Po 10 minutach, zmniejszamy temperaturę do 210 stopni C i pieczemy kolejne 25-40 minut (czas pieczenia zależy od stopnia zrumienienia chleba, ja piekłam ok. 30 minut  - upieczony chleb, popukany od spodu, wydaje głuchy odgłos). Po upieczeniu ostudzić na kuchennej kratce.


My wcinamy z samym masłem. Mój niejadek poprosił przed chwilą o jeszcze. Pycha!

środa, 1 grudnia 2010

Inna pomidorówka

Przynajmniej inna niż ta, którą zwykle robię ja czy moja mama. I mimo, że tamtą tradycyjną uwielbiam, to ta chyba bardziej mi smakuje. Gęsta i sycąca. 

Składniki:
3/4 l bulionu - wedle gustu wywar mięsny, warzywny albo na szybko z kostki rosołowej
1 l soku pomidorowego
kilka łyżeczek koncentratu pomidorowego
1-2 łyżki mąki
bazylia albo inna zielenina do posypania


Wykonanie:
Zagotować bulion i wlać do niego sok pomidorowy. Dodać przecier. Mąkę rozrobić w 1/2 szklanki zimnej wody i wlać do zupy. Pogotować chwilę. Podawać z makaronem albo ryżem. Posypać zieleniną, ja preferuję bazylię albo koperek. Można zabielić jak ktoś lubi. Mi smakuje i ze śmietaną i bez. Szybkie danie i pyszne. Szymek pałaszował aż mu się uszy trzęsły.